Kim jest poeta, jeśli nie otula? – można by żartobliwie parafrazować słynne pytanie Miłosza, czytając „Ogrody zakochań”, nową książkę poetycką wydaną przez WFW. To już drugi raz wypływa z tej warszawskiej oficyny wydawniczej łagodna fraza wierszy Leszka Głusia. Poeta, komentując publicznie poprzedni tomik pt. „Taniec na linie”, porównał swoje pisanie do przyjaznego gestu otulania ciepłymi, wełnianymi rękawiczkami w chłodny dzień. Coś w tym jest – nawet gdy poeta podejmuje uniwersalną tematykę cierpienia, doświadczenia wojny. Poezja Leszka Głusia otula też z oczywistych powodów, gdy oddaje się wspomnieniom dzieciństwa albo gdy balansuje na pajęczej nici uczuć z wiarą we wszechobecność miłości, jej prymarność w życiu człowieka niezależnie od jego kondycji sensualnej, fizyczno-psychicznej i pokoleniowej. Bo przecież i autor „Końca świata” w późnym erotyku „Uczciwe opisanie…” (Jasności promieniste i inne wiersze) przyznaje z ujmującą szczerością, jak nieobojętne mu są wszelkie „ponęty”. Oto pięćdziesiąt wierszy i dwa szkice poetycką prozą. Nie są to jakieś kamienie milowe w literaturze, niczego nie burzą, niczego nie odkrywają. Potrafią jednak utulić rytmem i melodią, które biorą się tu z naturalnej wrażliwości muzycznej autora. Potrafią też zachęcić do prawdziwie filozoficznej zadumy za pomocą tego, co najsilniej przemawia za poetyckością tych tekstów: języka, z którego – jako szczególnego rodzaju tworzywa – tylko poeta potrafi wysnuć subtelną i oryginalną metaforę. Takich tu nie brakuje – wystarczy tylko się wczytać.
Aby napisać i opublikować recenzję musisz się zalogować.