Po blisko czterdziestoletnich usiłowaniach godzenia obowiązków zawodowych z pisaniem Henryk Kalata pożegnał węgrowskie liceum, gdzie był polonistą, pożegnał też kilka wcześniej zajmowanych miejsc - jak choćby księgarską ladę czy dyrektorski fotel w domu kultury - i postanowił zrobić porządki w szufladzie. Ten akt przypieczętował tomem wierszy i nie wierszy pt. "Przebrane" i zabrał się do systematycznej pracy twórczej. Co z tego wyniknie? Pisarz unika jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie i wystukuje na klawiaturze kolejne zdania czegoś, co roboczo zatytułował: "Krople czasu. Gawęda rodzinna", dając jednocześnie do zrozumienia, że - tak jak w zamkniętym okresie - będzie się posługiwał zarówno mową wiązaną, jak i prozą. Miejsca, z którymi wiązał się dotychczas na dłużej: Borzychy - Węgrów - Lublin - Korytnica - Sterdyń - Warszawa, wyznaczają niezbyt rozległą przestrzeń na wschód od Wisły i w tej przestrzeni rozgrywa się niemal wszystko, o czym dyskretnie milczy ten biogram. Co łączy autorów tej książki? No właśnie, w miejscu noty biograficznej powiedzmy o tym - krótko i nie wszystko. Obaj związani są z Węgrowem i Lublinem. W mieście nad Liwcem zdobyli maturę, a z kilkuletniej wyprawy do starego grodu nad Bystrzycą - dyplomy ukończenia studiów. Po krętych ścieżkach, które krzyżowały się im to tu, to ówdzie, na dobre zakorzenili się z powrotem w Węgrowie. Obaj jako nauczyciele. Wiersze Henryka Kalaty i obrazy Wojciecha Dunaja nie tylko wypełniały szuflady i pokrywały się kurzem, ale także można je było spotkać w publikacjach, na konkursach i innych wydarzeniach stosownych do formy uprawianej przez nich twórczości. Tu znów się spotykają - poeta i malarz - pokazując wybrane fragmenty swojego czterdziestoletniego dorobku, by zaraz wyruszyć dalej - każdy w swoją stronę.
Aby napisać i opublikować recenzję musisz się zalogować.